piątek, 31 października 2014

Halloween

Halloween staje się coraz modniejsze. W szkołach i przedszkolach jest już tradycją przychodzenie 30.10 (bo 31.10 jest dniem wolnym) w halloweenowych, upiornych strojach. No ale oprócz amerykańskiej zabawy jest jeszcze dużo więcej wyjątkowego w tych dniach. Atmosfera, podobna do tej w Polsce przed Bożym Narodzeniem. Wszyscy są zajęci przygotowywaniem ołtarzy (Ofrendas) dla zmarłych. Układają tam, kwiaty, owoce, pieczywo, napoje i ulubionde dania swoich zmarłych bliskich. A więc zakupy, gotowanie, sprzątanie... Zapach kwiatów, świeczek, kadzidła, owoców i jedzenia to zapach Oferndy. Zapach tych świąt.
Zkładanie Ofrendy dla Zmarłych jest jest to meksykańska tradycja, która łączy z bliskimi, którzy są już w życiu pozagrobowym. To jest to święty akt i znak że się pamięta,  o tych których już nie ma i z którymi dzielimy chleb, sól, woda, owoce, słodycze (jeśli są to dzieci) , alkohol i papierosy (w przypadku gdy zmarły lubił alkohol lub paliłd) i oczywiście ich ulubione potrawy zmarłego. Jest to obrzęd pełen synkretyzmu, kształtowanego przez mieszankę kulturową pomiędzy starym i nowym światem, Europy i Ameryki, gdzie Europejczycy przynieśli kwiaty i woskowe świece, a rodzimi mieszkańcy kadzidło, żywności i aromatyczny kwiat nagietka i wierzenie w wędrówkę dusz. Ofernda ma ogromne znaczenie dla meksykaninów, dlatego też, każdego roku tysiące rodzin w setkach miast i miejscowości w Meksyku, reaktywuje tę tradycję.

poniedziałek, 27 października 2014

ZAĆMIENIE SŁOŃCA A CIĄŻA...

Może i tak, może i nie, ale według staro świeckich wierzeń zaćmienie słońca i księżyca ma bardzo szkodliwy wpływ na kobiety w ciąży. A właściwie na dziecko. No ale żeby urodziło się zdrowe i wszystko było w porządku można temu zaradzić. Jak? W bardzo prosty sposób - obwiązać brzuch czerwoną wstążką z uwieszonym srebrnym pierścionkiem (lub czymś innym ze srebra) i przywiązanym lusterkiem. No i najlepiej nie wychodzić z domu (co mi się wydaje najbardziej rozsądne). A więc ciężarne jak, usłyszycie że ma być ten fenomen natury to lustra i srebro na brzuch i się nie martwcie. Chodzić tak dzień i noc, najlepiej już dzień przed i ze dwa dni po zaćmieniu. Tak na wszelki wypadek podobno.

wtorek, 5 listopada 2013

Zmiana czasu

Od przestawiania zegarków minął już ponad tydzień, a życie w Santo Tomas Chuautla nadal się toczy po staremu. Zazwyczaj wychodzę z domu 6 rano, wcześniej spotkanie jakiegoś żywego ducha to była rzadkość, ewentualnie ktoś idący do pracy. W ostatnim tygodniu tłumy; sklepiki już pootwierane, panie drepcące po swoje Tortillas, plotkujący staruszkowie na rogu... A wieczorem o 22 pustka. Ale najlepszy przykład jest z niedzieli tuż po zmianie czasu. Poszłam na mszę a tu już po mszy. Ksiądz celowo nie przestawił zegarka bo on mszę będzie odprawiał według <Bożego Czasu>.

poniedziałek, 4 listopada 2013

Święto Zmarłych

Dia de Muertos świętowało się w Meksyku jeszcze przed przybyciem Hiszpanów. Śmierć z kulturze meksykańskiej w ogóle nie jest tematem tabu. O tym się codziennie mówi, pisze i publikuje zdjęcia zmarłych tragicznie w wypadkach czy zamordowanych w gazecie. Gazety z trupami na okładce to codzienność w kioskach.
No ale o Święcie Zmarłych... A więc to dla nich coś bardzo ważnego, celebruje się to bardziej niż Boże Narodzenie. I raczej na wesoło. Owszem, opłakują też swoich zmarłych, zamawiają msze, odprawiają różańce, ale Meksykanom tak chyba łatwiej się trochę pogodzić z utratą bliskiego. Tradycją jest ustawianie tak zwanej Ofrendy. Na specjalnym stoliku, przykrytym obrusem i bibułkowymi wycinankami (w czaszki, kości, kwiaty, dynie itd.) kładzie się owoce, tradycyjne sezamowe bułeczki, czekoladowe lub cukrowe czaszki (takie jak baranki u nas na Wielkanoc), wodę koniecznie w nowych kubkach, nowe talerze a na nich ulubione danie zmarłego, no i zależnie, jeśli zmarły lubił Cole, to mu stawiają butelkę Colki, jeśli pił tequilę, no to stawiają flaszkę, jeśli było to niemowlę to, butelkę z mleczkiem, oprócz tego jakieś inne ulubione smakołyki. Ofrendy ustawi się już kilka dni wcześniej, 28.10 dla zmarłych tragicznie, 29.10 dla dzieciaczków zmarłych jeszcze w brzuszku mamusiu (nawet kilku tygodniowych płodów) i noworodków i 30.10 dla wszystkich pozostałych. Zapala się świeczki i ustawia kwiaty, a i jeszcze zdjęcie zmarłego. Z kwiatów wysypuje się dróżkę od Ofrendy do grobu, a przy najmniej do rogu ulicy, czy czasem chociaż do drzwi. Po to żeby dusza trafiła na swoją ucztę. 01.11 z samego rana wszyscy zanoszą kwiaty z Ofrendy na grób. Nie zapalają zniczy, co mnie zdziwiło. W niektórych regionach przy grobie robią sobie ucztę, dzielą się ze zmarłym (a raczej jego grobem) jedzeniem i tequilą. 
Po południu, 01.11 i cały następny dzień, a czasem nawet i 03.11 jak zabraknie czasu odwiedza się wszystkich swoich rodziców chrzestnych. A chrzestnych się ma tu od wszystkiego, od chrztu oczywiście, od 3 urodzin, od zakończenia przedszkola, szkoły podstawowej, gimnazjum, liceum, studiów, od 15 urodzin, od ślubu (czyli świadków, ale tu się mówi na nich chrzestni), a czasem nawet są chrzestni od tortu, muzyki czy czegoś innego na chrzest czy jakąś inną większą imprezę. Nie dziwne więc, że jeden dzień nie wystarcza na te odwiedziny. Zanosi im się w koszyczku, jak Czerwony Kapturek, różne produkty: puszki tuńczyka, chili, karton mleka, jakiś sok, ryż, czekoladki, cukier, owoce i bułeczki z Ofrendy, mydło, proszek do prania, jakiś Ajax a nawet papier toaletowy. Rodzice chrzestni zawsze ugoszczą jakiś świątecznym posiłkiem i bardzo nieładnie odmówić, czy zostawić coś na talerzu. Po wypakowaniu swojego koszyka wkładają do niego jakiś prezencik dla chrześniaka, w zależności od funduszy: zabawki dla dzieci, jakieś ubranko, kosmetyki, dla dorosłych chrześniaków talerze, kubki, serwetki, a nawet chociażby skarpetki czy cokolwiek. Miły zwyczaj myślę i duża pomoc dla starszych osób. Niektórzy mają i po 50 chrześniaków, albo nawet i więcej. Wynajmują stoły by ich usadzić, bo przychodzą w odwiedziny zazwyczaj ze swoimi rodzinami. No ale potem mają zapasów na całą zimę, bo jak każdy przyniesie kosz pełen produktów codziennej konsumpcji i codziennego użytku...

piątek, 14 czerwca 2013

Edukacja

System edukacji i jej poziom w Meksyku można określić jako tragiczny. Sytuacja jest na tyle poważna, że w dzisiejszych czasach odsetek analfabetyzmu z tym kraju jest bardzo wysoki. Oto cyfry:
ODSETEK
PRZEDZIAŁ WIEKOWY
3%
15 – 19 lat
3.9%
20 – 24 lat
4.2%
25 – 29 lat
5.4%
30 – 34 lat
7.5%
35 – 39 lat
9%
40 – 44 lat
12.4%
45 – 49 lat
15.9%
50 – 54 lat
20.8%
55 – 59 lat
24.9%
60 – 64 lat
30%
65 – 69 lat

Szkoła podstawowa jest niby obowiązkowa, ale cóż z tego jak nikt się nie przejmuje dziećmi, których rodzice nie posyłają do szkoły. W Polsce zaraz ma się na głowie kuratora, sprawy w sądzie i nawet ograniczenie praw rodzicielskich. W Meksyku na 100 dzieci posłanych do podstawówki tylko 64 ją kończy. 45 idzie dalej do gimnazjum. Do liceum dochodzi już tylko 27 z czego maturę zdaje tylko 13. Na studia wybiera się już tylko dwoje z nich. W gimnazjum 7 na 10 nastolatków nie zna tabliczki mnożenia i nie umie czytać ze zrozumieniem. W czym tkwi problem? Winni są uczniowie, bo nie chcą się uczyć? Rodzice, którzy nie dają dobrego przykładu i nie motywują swoich dzieci do nauki? Nieodpowiednio wykwalifikowani nauczyciele? Dyrektorzy szkół znajdujący się za stanowiskach z przypadku? Związek nauczycielstwa, który obsadza na stanowiska osoby po znajomość? Politycy? Odpowiedź jest prosta: problem tkwi we wszystkim. I to nie we wszystkim po trochu, tylko we wszystkim po całości.
Może kilka konkretnych przykładów prosto z Santo Tomas Chautla. Ducle Maria lat 6, uczennica pierwszej klasy, uwielbia poznawać literki i uwielbia się uczyć (żadkość!). Niestety szkoła do której chodzi uniemożliwia jej to. Dziewczynka przez ponad dwa miesiące nie miała lekcji! Oficjalnie - choroba nauczyciela, lecz chodzą pogłoski że niekoniecznie to zwolnienie było zasadne. Dlaczego szkoła w związku z tak długą nieobecnością nauczyciela nie zorganizowała zastępstwa?! Nawet dyrektor mógłby przeprowadzić jakieś zajęcia z tymi dziećmi. Rezultat - Dulce mimo wielkich chęci pod koniec roku szkolnego nie umie czytać.
Kolejny przykład. Jimmy, uczeń drugiej klasy gimnazjum - rezygnował ze szkoły ze wstydu, bo jego młodsza o rok siostra zaszła w ciążę (z chłopakiem mniej więcej w tym samym wieku, który już wcześniej zrezygnował z dalszej nauki po podstawówce). Maria, Elizabeth, Sandra, Clara też nie ukończyły gimnazjum z tego samego powodu co siostra Jimmiego. Co roku z kilka dziewcząt z chautlańskiego gimnazjum przerywa naukę z powodu wpadki.
Maria de los Angeles, lat 14. Pewnego razu nie wróciła na noc do domu. Znalazła się następnego dnia w domu swojego chłopaka. Zdecydowali "juntarse", czyli zamieszkać razem (i z rodzicami chłopaka). To taka tradycja meksykańska, dziewczyna nie wraca na noc do domu, zostaje z chłopakiem no i potem on musi już ją wziąć do siebie. Na ślub są jeszcze za młodzi, wiec przez parę lat żyją sobie w wolnym związku, jak małżeństwo, mają dzieci... No ale wracając do Angeles, wprowadziła się do teściów i do szkoły oczywiście więcej nie poszła. Teraz zajmuje się pomaganiem teściowej w jej codziennych obowiązkach - praniu, sprzątaniu... i jest dziewczynką na posyłki. A jej ukochany? Pracuje w innej miejscowości i przyjeżdża do domu na weekendy.
Teraz może przykład nauczyciela, który oddaje sprawozdanie do dyrekcji na poplamionym i wygniecionym papierze. Jaki przykład daje uczniom? A co do nauczycieli, to we wszystkich klasach podstawówki jak również w gimnazjum uczniowie mają po jednym nauczycielu, który jest od wszystkiego. Rozumiem w nauczaniu podstawowym taj jak w Polsce jest jeden nauczyciel od nauczania zintegrowanego i ok. Ale w gimnazjum? Jak jeden nauczyciel może być od hiszpańskiego, matematyki, geografii, historii, biologii, fizyki, chemii angielskiego..., czyli od wszystkiego. A jak to się u nas mówi "jak coś jest do wszystkiego to JEST DO NICZEGO".
Ale uwaga, kolejny mocny przykład - dyrektorka bijąca ucznia! To dopiero autorytet i wzór godny do naśladowania. Bo był bezczelny w stosunku do niej... Rozumiem, że czasami ciężko jest z gimnazjalistami, ale pedagog nigdy nie powinien tracić kontroli.
Powoli są organizowane kampanię nagłaśniające powagę problemu. Ostatnio głośny był film Juana Carlosa Rulfo "De panzaso" (dane zawarte na tym blogu czerpałam właśnie z tego filmu). Film obnaża całą prawdę o meksykańskich szkołach, uczniach, nauczycielach i całego systemu edukacyjnego. Ale o zmiany będzie trudno. Polecam, jest na youtube, niestety tylko po hiszpańsku.

poniedziałek, 10 września 2012

Gdzie mnie wywiało?

Santo Tomás Chautla miejscowość położona na 2140 metrach wysokości, pod wulkanem w centrum Meksyku w Stanie Puebla.   Ma    prawie 6000 mieszkańców. 1236 gospodarsw domowych. 
Jeden kościół, trzy przedszkola, dwie podstawówki, jedno gimnazjum, jedno liceum. Różnorodność sklepów, sklepików, cukiernia, kilka piekarni, torillerie, kilka barów z takosami, jedna pizzeria. Ratusz, boisko i nic więcej. Ot tak typowa mała miejscowość meksykańska (pueblo). Od typowego pueblo wyróżnia je jedynie brak rynku, czy jakiegoś skwerku chociaż. Parku brak, plac u zabaw też nie ma. Ale jest plac kościelny na którym odbywają się lokalne fiestas czyli imprezy, koncerty mariachi itd. Nawet tequili można się napić pod kościołem. A jak duża impreza to się rozciąga na boisko pod ratuszem i na pobliskie ulice. Komunikacja miejska, a raczej miejsko wiejska jest, i to dość dobra jeśli chodzi o częstotliwość, bo co 4-5 minut (czyli jak metro w Warszawie) można busika do miasta złapać. Gorzej jeżeli chodzi o jakość tego transportu, ale to już oddzielny temat.  Marmury - to główny biznes w Chautla. Walają się dosłownie wszędzie. A więc obrabiają te kamienie, robią płytki podłogowe i różne elementy dekoracyjne. No i większość chłopów zatrudnienie w tym interesie ma. A kobiety zazwyczaj zajmują się domem. 
Fotos de Piedras Decorativas León - Puebla - Otras ventas  - Santo Tomás Chautla

Jak mieszkają zwykli ludzie

Zwykli ludzie, czyli nie ci skrajnie biedni i nie ci bogaci mieszkają zazwyczaj w domkach jedno rodzinnych. W miastach mało jest budynków kilku piętrowych, a jeszcze rzadszy jest widok blokowisk. Dlatego meksykańskie miasta są rozległe o niskiej zabudowie. Domy przeważnie budują duże. Czasem nawet bardzo duże, często jednak nigdy ich nie dokańczają. Zwłaszcza w mniejszych miejscowościach sporo jest domów w trakcie niekończącej się rozbudowy.
W środku też nie dbają o detale. Duża przestrzeń często jest nie zapełniona, pusta, chłodna... Albo wręcz przeciwnie, naćkane pełno kolorowych bibelotów. Z tego co zauważyłam meksykanie wolą rozbudować dom niż zainwestować w ulepszenie i unowocześnienie tego co już mają. Czasem nawet wolą co tydzień jeść w restauracji, czy kupować sobie markowe ubrania niż zrobić ładną podłogę domu. Kilka razy zwróciłam uwagę, że w dolnej części domu, np. w kuchni, w jadalni, w salonie jest po prostu wylany cement. Dywany, wykładziny itp. to rzadkość, albo i praktyczność bo po domu chodzą w butach. wielu z nich nowe meble kupuje jak są im potrzebne, albo jak stare się rozwalą. Po co wymienić na nowe, ładne i modne jak stare nadają się do użytku? Praktyczność.
Ważne pomieszczenie to "cuarto de lavar", czyli pomieszczenie (bo trudno to nazwać pokojem) do prania i zmywania. Tak, tak, pranie i zmywanie to najczęściej robota ręczna. Znam rodziny, które co roku jeżdżą na wakacje do Cancun i mają kasę by obwieszać się złotem, ale panie domu wolą prać stertę ubrań ręcznie. W pralce tylko odwirowują. A zmywarka? A co to takiego? - zapyta zwykła pani domu. To już nie takie praktyczne.
W każdym katolickim domu jest ołtarzyk z figurką Jesuska, obrazem Matki Boskiej z Guadalupe, kwiatkami i świeczkami. Czasem te ołtarzyki są na prawdę bardzo duże.
Na wsiach kuchnia to często oddzielny budynek (podobny raczej do garażu). Konieczne wyposarzenie to comal, czyli coś podobnego do grila z kamienną płytą grzewczą do robienia tortilli.